Bez dwóch zdań najlepszy odcinek tego sezonu. Było wszystko co lubię w Chucku, no może prawie wszystko (Jeff i Lester gdzie oni byli?). Bez jakiś tam gwiazd, co chwile nowych Greta. Stary dobry Chuck po prostu. Powiem Wam, że mnie Chuck zaczął już powoli męczyć tą gadką o uczuciach w najmniej odpowiednich chwilach do tego. Wywierał ogromną presje na Sarze wiedząc, że ona nie jest najlepsza w okazywaniu uczuć i rozmowach o nich. Nic na siłę Chuck. Wiem to z autopsji;) Świetnie scenarzyści to wykombinowali, tą całą "psychoterapeutyczną" rozmowę w willi w Costa Gravas na samym końcu odcinka. Było to spontaniczne i nie wymuszone. No i sama końcówka w sypialni... Piękna scena. Dało się w końcu poczuć, że go bardzo kocha.Ten Chuck ma farta:) Jak
Izuu słusznie zauważyła Sara zmienia nam się pod wpływem tego uczucia. Wszyscy wiemy, że miała nie ciekawe dzieciństwo i dlatego ciężko jej powiedzieć w oczy co czuje. Wspominaliście o pomniku Czadowego heheh. Też fajne, a mina Devona jak mu głowę odstrzelili - bezcenna:D Morgan bardzo nam ewoluował i ten pocałunek w stylu macho bardzo mi się podobał. Ciekawe czy Casey'owi też się będzie podobał:D Już to widzę heheh

Cieszy mnie to, że główny wątek powoli rusza. Brakuje wyraźnej więzi między odcinkami i to chyba najwyższa pora, żeby sprawę poszukiwania matki ruszyć do przodu. Chuck powiedział Ellie, że szuka matki i dobrze. Nie lubię jak ją wszyscy w konia robią;) Myślę, że nawet nie była by zła jakby Chuck jej powiedział, że wciąż jest szpiegiem. Brawo! Oby tak dalej panowie Schwartz i Fedak.